Mikołajkowy wyjazd do Zakopanego

Wczesnym rankiem 6 grudnia br. klasa Va pod opieką wychowawcy i pedagoga wyjechała na dwudniową wycieczkę do Zakopanego. Biały puch, który przywitał na miejscu piątoklasistów ubranych w mikołajowe czapeczki, sprawił, że bezgranicznie oddali się zimowym szaleństwom. Lepienie bałwana, bitwa na śnieżki, skok w zaspy, zjazd na „jabłuszku” to tylko niektóre z atrakcji.

Ale o tym, co działo się w czasie tej wycieczki można przeczytać we wspomnieniach jej uczestniczki- Natalii Machowskiej:

„Pisałam już wiersze, opowiadania, listy, podziękowania i moje sny, ale jeszcze nigdy wspomnień z wycieczek. Chociaż wydaje mi się, że wiem coś o tym. Mimo, że ta wycieczka była wspaniała to i tak płakałam po niej i na niej. Ale zawsze, kiedy płakałam to nie było ze smutku czy bólu, lecz ze śmiechu i radości. Strasznie dużo śmiechu było na tej wycieczce.
W pierwszym dniu wycieczki, obchodziliśmy urodziny Norberta i imieniny Mikołaja. Był tort, „pidżama party” i urodzinowy wiersz, który wspólnie dla nich ułożyliśmy. Oto jego fragment:

 

„…nasz przewodniczący jest bardzo męczący

Pani mówi: Norbert, łobuzie!

A Norbert tylko nadyma buzie.

Pani mówi: Norbert, uspokój się kolego!

A Norbert na to: no i co z tego…?

Psoci Norbert jak szalony                                                    

Chociaż jeszcze nie ma żony…”

I dla Mikołaja:

„… a Mikołaj aniołeczek

Grzecznie siada na stołeczek

I nawet jak ma lenia

Wykonuje polecenia.

Junior- pies Mikołaja- woła:

Mikusiu, bardzo chce mi się siusiu!

Pędzi Mikuś jak szalony

I już razem gonią wrony…”

Na „pidżama party” chcieliśmy wszyscy razem wejść do pokoju i… coś się wydarzyło, ale nie powiem co…

Zaraz po przyjeździe lepiliśmy bałwany – nasz był najprzystojniejszym bałwankiem i nazywał się Garguś, a jego kot Klakier. Później rzucaliśmy się śnieżkami:

„… Mimo, że Pani nie pozwala mamy małe grzeszki

I rzucamy śnieżki…”

 

Była też jazda na jabłuszkach, albo bez jabłuszek

Na drugi dzień pojechaliśmy na Krupówki i tam też rzucaliśmy się śnieżkami! Odwiedziliśmy Mc Donalda i poszliśmy pod Gubałówkę. Błagaliśmy Panią żebyśmy mogli zjeżdżać z górki, ale niestety się nie zgodziła – może następnym razem…

Na koniec powędrowaliśmy na dworzec, pociąg już na nas czekał i po chwili ruszyliśmy
w stronę Krakowa. W drodze znowu było bardzo wesoło – dobrze, że mieliśmy już zaprzyjaźnionego Pana konduktora! Mieliśmy też prywatny wagon z toaletą – nieźle, co?

Na dworcu w Krakowie czekali już na nas rodzice i każdy pojechał w swoją stronę…

To już koniec moich wspomnień, teraz odliczam już dni do zielonej szkoły 122, 121, …